Łączna liczba wyświetleń

piątek, 24 sierpnia 2012

Dwunasty


         Zatrzymałem się. To był mój dom. Piękny dom, do którego zawsze uciekałem w wyobraźni, gdy byłem daleko stąd. Kupił mi go na urodziny i jeszcze tego dnia się wprowadziliśmy. I właśnie w tym budynku go postrzeliłem. Będę wypominał sobie ten czyn do końca życia... Jednakowoż obaj żyliśmy, Harry wybaczył mi wszystko, więc na pewno zrobiliśmy postęp. I wszystko wracało do normy.
          Tak nam się przynajmniej wydawało.
          Uśmiechnął się szarmancko, otworzył przede mną drzwi. W korytarzu powiesiłem sweter na garderobie i ściągnąłem buty, a on pobiegł zaparzyć kawy. Nie wstępowaliśmy po drodze do żadnej knajpy na obiad, obawiałem się, że mój żołądek tego nie wytrzyma, ale postanowiłem zaryzykować i wypić małe expresso.
          Operacja mojej małej córeczki udała się. Zdążyłem pójść do niej, jednak mogłem tylko tęsknie popatrzeć przez szybę, bo nie wpuszczono mnie na salę. Zostałem zapewniony, że wszystko idzie w dobrym kierunku, więc pozwoliłem zawieźć się do domu.
          Obiecałem, że poczekam w salonie, na beżowym, puchatym dywanie, ale nie mogłem się oprzeć i podreptałem za nim. Znów chciałem zobaczyć jak krząta się po kuchni, wykonuje proste czynności, odsuwa loczki z oczu, aby lepiej widzieć. Pragnąłem poczuć się normalnie, monotonnie. Żeby moje życie troszkę zwolniło, bo nie ukrywałem, ostatnie wydarzenie niesamowicie zmęczyły mnie psychicznie. Potrzebowałem oddechu.
          Cichutko, oparłem się pupą o blat stołu i popatrzyłem na niego. Właśnie ukończył swoją pracę i obrócił się w moją stronę. Wystraszył się lekko na mój widok, jednak później uśmiechnął się i zmierzwił mi włosy, jak dziecku. Podał mi kubek, jednak odstawiłem od razu na blat, później wyjąłem mu z dłoni jego i zrobiłem to samo.
           Odczułem efekt deja vu, idealnie pasujący do sytuacji, która kiedyś się wydarzyła. Z tą różnicą, że tym razem to ja byłem górą.
           Pocałowałem go, a właściwie musnąłem jego wargi swoimi, nie było w tym nic nieprzyzwoitego. Nawet w tej cudownej chwili poddawałem rekonstrukcji pocałunek, sposób, w jaki on sprawił, że przeszył mnie silny dreszcz emocji, sekundy upływające od dotknięcia jej ust aż do otworzenia przez niego oczu. Analizowałem każdą możliwą jego reakcję na to, co się przed momentem zdarzyło.
         Harry uśmiechnął się do mnie. Jego słowa były drwiące, ale głos delikatny.
- Tylko na tyle cię stać?
         Jeszcze raz dotknąłem jego warg. Tym razem był to zupełnie inny rodzaj pocałunku. To był pocałunek wart roku oczekiwania. Jego usta budzące się do życia pod moimi, smak pożądania. Jego palce przesunęły się po mojej twarzy i zagłębiły we włosach, po czym splotły na szyi, pełne życia i chłodne w zetknięciu z gorąca skórą. Byłem nieokiełznany i poskromiony, rozdarty na strzępy i po raz pierwszy kompletny, zachłyśnięty byciem tym wszystkim jednocześnie.
        A potem otworzyłem oczy i byliśmy już tylko Harry i ja - nic poza nami. On - mocno zaciskający usta, jakby chciał zatrzymać mój pocałunek wewnątrz siebie. I ja, trzymający w dłoniach tę chwilę, ulotną jak poranna mgła.

* * *

         Tym razem to ja pocałowałem jego, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. I zaczęliśmy się cofać w stronę pokoju. Plątanina rąk w pomarańczowym świetle popołudnia. Zetknął palce za pasek moich spodni, głaskał moje biodra, przyciągając mnie bliżej do siebie.
         Biała sypialnia wyglądała doskonale w takim oświetleniu. Duże okno przepuszczało ogromną ilość promieni słonecznych.
           - Czemu tu tyle porozwalanych moich ubrań? - wysapał między pocałunkami.
- Wiesz, czasem za bardzo za tobą tęskniłem.
          Zamruczał niczym głodny kotek.
          Moje ręce były pod jego koszulką, dłonie przyciśnięte do jego pleców, boków. Nawet nie pamiętałem jak się tam znalazły. Plecy Lou wygięły się pod moimi palcami, jakby mój dotyk budził je do życia.
          Niezdarnie wycofaliśmy się na łóżko. Nasze kawy pozostawiliśmy w kuchni. Ale któż by się nimi przejmował. Najważniejszy był Louis. Tu i teraz. Ze mną.
          Chłopak pomógł mi zdjąć koszulkę przez głowę i przesunął palcami po mojej nagiej klatce piersiowej, jęknąłem, zapominając o wszystkim poza dotykiem na mojej skórze. Pozwolił, bym delikatnie popchnął go na poduszki. Usiadłem na nim okrakiem, pochylając się nisko. Całował moją szyję, wędrując do zgłębienia obojczyka. Muskał mnie, a w międzyczasie ja pozbyłem się jego koszuli, która pierwotnie należała do Liama. Odpinałem guziczki jeden za drugim, odsłaniając jego tors coraz bardziej.  Cóż... właściciel koszuli nie obrazi się chyba, że wala się po podłodze, w czasie, gdy my... no właśnie.
           Całowałem i przygryzłem ostrożnie każdy z jego sutków.
           Potem poszły spodnie i cała bielizna. I mój ukochany ukazał mi się w całej okazałości. Delikatnym ruchem, jakby chłopak był ulotny, zacząłem stymulować jego męskość. Wygiął się znów i przyspieszył oddech. Mnie ta czynność podniecała tak samo jak jego. Bo znów był mój. Zatopiłem się jednocześnie w jego ustach, zostawiając na nich pocałunki przerywane jękami.
           Później on dotknął mnie. Pragnął mnie jak nikogo innego. Całował mój brzuch, zjeżdżając coraz niżej.
- Jesteś pewny? - zapytałem.
          Pokiwał głową i wziął w usta moje przyrodzenie. Powolne ruchy stawały się coraz szybsze. Przyszła fala podniecenia. A potem kolejna. I jeszcze jedna. Poczułem, że jestem bardzo blisko, więc odsunąłem go od siebie. Moje palce powędrowały po węwnętrznych stronach jego ud, co skomentował cichym mruknięciem. Rozłożyłem je szeroko i znalazłszy aprobatę w jego oczach, powoli, najdelikatniej jak tylko umiałem, wszedłem w niego. Zajęczał przeciągle. Kiedy upewniłem się, że już nic go nie boli, powoli ruszałem miednicą w przód i w tył.
          Wydawał z siebie odgłosy, których tak dawno nie słyszałem. Błagał o więcej, a ja mu to dałem. Poczułem, że dochodzę, więc zastygłem na moment. Rozkosz wpłynęła na nas jednocześnie, przytuliłem go bardziej, by jeszcze intensywniej tego doświadczyć. Wydaliśmy z siebie ten kulminacyjny jęk i powoli opuściłem jego ciało, rozumiejąc, że więcej nie wytrzymam.
          Opadłem obok niego, nakryłem nas kocem i przygarnąłem go do siebie. Oddychaliśmy nierówno jeszcze przez kilka chwil.
- Kocham cię - wyszeptał.
       
* * *

           Tym razem zajęło to dużo więcej czasu. Zazwyczaj ograniczało się to do krótkiego ułożenia włosów i lekkiego przypudrowania twarzy. Tym razem było jednak inaczej. Na początek odgarnięto mi do tyłu wszystkie włosy i nałożono na twarz maseczkę. Jednak to nie był koniec. Potraktowano mnie także peelingiem i całą masą innych rzeczy, z tą różnicą, że później już po prostu nie wiedziałem, co to było. Na litość boską, byłem mężczyzną! Homoseksualnym co prawda, ale ciągle mężczyzną.
          Posadzono mnie w pozycji siedzącej i zajęto się moimi włosami. Rzeczywiście były w opłakanym stanie. Kiedy ta czynność została zakończona, wyglądałem już prawie jak ja.
         I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że całemu zajściu przyglądał się rozbawiony Styles, gotowy już od dłuższego czasu. Siedziałem w cholernym białym, puchowym szlafroku. A on? Nienagannie obleczony w tę szarą marynarkę i bordowe spodnie. Siedział stołku przypominającym krzesełko barowe, a nogi zwisały mu i co chwila dyndał nimi wesoło. Wyglądał jak pięciolatek. Uśmiechnąłem się czule. On nigdy nie dorośnie. Był bledszy i co chwila dziwnie kaszlał, ale tłumaczył to lekkim przeziębieniem.
          Nie zwróciłem na ten fakt szczególnej uwagi, urzeczony iskierkami tańczącymi w jego oczach, sposobem, w jaki wypowiadał moje imię, jak jego usta formułowały poszczególne głoski.
          I miałem tego później żałować.
          Uporano się z wreszcie z moją twarzą i mogłem założyć na siebie obcisłą koszulkę na guziczki, którą wpuściłem w spodnie oraz szelki.
          Pokonał dzielącą nas odległość. I obdarzył mnie spojrzeniem, w którym dominowało uznanie.
- Mam nadzieję, że te słodkie guziczki znów ci się porozpinają, gdy będziesz wykonywał swój słynny ruch biodrami, Lou - wyszeptał do mojego ucha.
- A ja mam nadzieję, że chłopcy szybko pozbawią cię tych ubrań jak kiedyś - odpłaciłem mu pięknym na nadobne. Niepotrzebnie go tylko podniecałem, a zaraz mieliśmy wyjść na scenę.
         Poprawiłem mu muszkę i zignorowałem westchnienie oraz ciche "Wolałbym abyś ty to zrobił". Uśmiechnąłem się jedynie tryumfalnie i wyminąłem go w poszukiwaniu swojego obuwia.

* * *

          Wszedłem na scenę. Oślepiły mnie reflektory skierowane w moją stronę. Tak dawno tego nie robiłem. Czułem się zupełnie jak za pierwszym razem.
          Tłumy wrzeszczały me imię. Cieszyli się, że wróciłem, że One Direction odnowiło swą działalność. Że wszystko było po staremu.
         Przynajmniej w domyśle tak właśnie miało być.
         Uśmiechnąłem się do nich. Pomachałem, posłałem całusa. Rozległy się piski. Ale te piski były niczym, w porównaniu do tego, co miało się zaraz wydarzyć. Harry podszedł do mnie. Zbladł jeszcze bardziej. Wyglądał nietęgo. Naprawdę. Już chciałem zapytać, czy na pewno wszystko dobrze, ale zamknął mi usta pocałunkiem.
         Złamał tym czynem wszelkie bariery, które kiedykolwiek okalały świat. Wyzwolił miłość homoseksualną i pozwolił jej gnać, gdzie tylko chciała. A ludzie zaakceptowali to. Zadziwiające, czego potrafiły dokonać ludzkie gardła. Wrzask wypełnił całą halę.
          Jego pocałunek słabł z każdą sekundą.
          Zupełnie nie wiem kiedy, odebrało mi dech w piersiach. Odsunął się prędko ode mnie i zaczął kaszleć, krztusić się, rzęzić. Zgiął się w pół. Złapał za brzuch. Moje barki pulsowały, trzęsły się, gdy słuchałem tej agonii odejścia, aż do tego strasznego krzyku, który wydarł się z mojej piersi z chwilą, w której  osunął się na ziemię.
          Przez chwilę stałem nieruchomo. A potem strząsnąłem z siebie całe niedowierzanie, uwalniając ramiona, podbiegłem i objąłem go najciaśniej jak się dało. Cała jego broda i usta splamione były krwią. Kilka kropli spadło na jego ubranie. Czułem jak przechodzą mnie dreszcze, jak drżę, przytulając się do niego i zanurzając twarz w jego włosach.
         I chociaż wiedziałem, że jestem sam, nadal szlochałem.

i codziennie
dowiaduję się o Tobie 
rzeczy, których nikt inny nie widzi
i koniec przychodzi zbyt szybko
jak sen o aniołach
i odchodzenie bez nich
i odchodzenie bez nich


____________________________________

Tak więc jestem z dwunastą.
To zakończenie zniszczyłam, przepraszam.
Będzie jeszcze epilog.